O zachowanym rękopisie Pamiętnika z powstania warszawskiego – kilkunastu zeszytów szkolnych, które trafiły właśnie do Muzeum Literatury – pisze Małgorzata Wichowska.
Przez dwadzieścia lat nie mogłem o tym pisać. Chociaż tak chciałem. I gadałem. O powstaniu. Tylu ludziom. Różnym. Po ileś razy. I ciągle myślałem, że mam to powstanie opisać, ale jakoś przecież o p i s a ć. A nie wiedziałem przecież, że właśnie te gadania przez dwadzieścia lat […]– bo to jest największe przeżycie mojego życia, takie zamknięte – że właśnie te gadania, ten oto sposób nadaje się jako jedyny do opisania powstania.
Według relacji Leszka Solińskiego, Miron Białoszewski pisał Pamiętnik przez dwa lata, w połowie lat 60. ubiegłego wieku, ale właściwie pisał go dwadzieścia lat. Kiedy L. Soliński przyjechał po raz pierwszy do Warszawy w 1950 r., poeta pokazał mu dwadzieścia zeszytów zapisanych, jak sam to nazwał, na tematy „Pięciu zim okupacyjnych”. Były to losy zaprzyjaźnionych z Białoszewskimi rodzin żydowskich. O Stefie, ukrywanej w jego domu, napisze w wierszu Rodowód góry odosobnienia (w tomie Mylne wzruszenia, Warszawa 1961):
ta kołdra jest po Stefie
upiekło się jej getto
mieszkała to zostawiła mi
Właśnie wtedy, w czerwcu 1950 r. – jak wspomina L. Soliński: „Miron najdokładniej w ciągu kilku dni przeprowadził mnie po trasach, zgliszczach i po resztkach piwnic, w których ukrywał się w czasie powstania, obszernie opowiadał, odtwarzał. Poznałem też jego rodzinę. Ze szczególnym sentymentem wspominam jego babcię Franię, żyjącą w środku ruin. […] Gdybym miał wtedy magnetofon i nagrał to wszystko, co Miron mówił o powstaniu oraz jego rozmowy z rodziną i przyjaciółmi, powstałaby wtedy bardzo ciekawa dokumentarna wersja Pamiętnika.[…] Ludzie, którzy przeżyli powstanie warszawskie byli naprawdę inni – nie bali się niczego i można było z nimi wszystko, i wszystko wiedzieli”.
Według oceny przyjaciela , „Pięć zim…” powstały pod silnym wpływem Brunona Schulza; w pamięci innego czytelnika fragmentu tych zapisów, Andrzeja Osęki, pozostało wrażenie ekspresjonistycznej grozy. Sam autor uważał, że są dobre, ale mało osobiste w formie; zniszczył je po pięćdziesiątym roku. Ciągle o powstaniu mówił, ciągle się mu powstanie śniło. Porównywał odbudowywane fragmenty nowej Warszawy do starej Warszawy, przypominał dawne nazwy ulic, miał stare plany miasta. Jak tylko gorzej mi się powodzi i ze sobą świadomym toczę grę o dobrą minę, to podświadomość zaczyna się rządzić w moich snach w sposób bezwzględny. Syntetyzuje mi to wszystko w tortury, szantaże i ostatecznie w powstanie. Powstanie zawsze na mnie czyha. (Rozkurz, 1980).
Wróćmy do wspomnienia świadka czasu pisania Pamiętnika, L. Solińskiego: „Miron nagrywał na magnetofon, przepisywał pisane kawałki, przeprowadzał rozmowy – konsultacje z ojcem i z innymi powstańcami. Wtedy po raz pierwszy słuchał nieustannie Pasji Bacha według Świętego Jana, […] w międzyczasie […] przełożył stary hymn kościelny Stabat Mater”. Po ukazaniu się dzieła, nie wypowiadał się o krytykach, stwierdził tylko, że nie przeczytali chyba wszystkiego i dokładnie, bo w Pamiętniku jest moje osobiste zaangażowanie, moja czułość dla ludzi.
Fot. Anna Kowalska / ML
Zachowanie rękopisu Pamiętnika – kilkunastu zeszytów szkolnych, zawdzięczmy właśnie Leszkowi Solińskiemu – „Masz to rękopismo, jak chcesz, nie do Ossolineum, a do Solineum […]. W ogóle to mi nie wypada, bo wyrzucam (bruliony), więc to wyjątek pamiątek w dniu święta szlakiem dusz. Miron Wieszcz Białoszewski” – pisał w dedykacji 5 listopada 1970. Niestety, nie ma wszystkich 18 brulionów; brak 6 zeszytów, nie wiadomo czy były wśród tych podarowanych przyjacielowi. Nie znamy ich losu. Ocalałe „bruliony były zawsze chowane w podniszczonej brązowej kopercie i w torbie plastikowej, która nie zniszczyła się przez 40 lat” – notuje Henk Proeme. Dzięki jego decyzji, podyktowanej troskliwą myślą o archiwum Mirona Białoszewskiego, zeszyty obejmujące większość tekstu Pamiętnika, zostały podarowane Muzeum Literatury, w trakcie prac nad projektem „Warszawa Białoszewska”, w grudniu 2012 r. „[…] kołują sfery”, Obroty Rzeczy nabrały mocy.
Małgorzata Wichowska
To jest dopiero skarb!
NO to czekamy na wystawę:)
Nowa zakładka „Polecane artykuły” to świetny pomysł. Większość z nich nie traci aktualności, więc można je przeczytać jakiś czas po ukazaniu się na stronie. I można przeczytać taki, który się przegapiło. Dziękuję