Pan Krzysztof Dubiński zaprezentował nam postać i twórczość Mariana Piotra Władysława Wawrzenieckiego, jako niezwykłego „oryginała” i ”dziwaka” obu epok: Młodej Polski i dwudziestolecia międzywojennego. Co składało się na to miano?
Otóż malarz o doskonałym warsztacie artystycznym, ukształtowanym zarówno w krakowskiej Akademii Sztuk Pięknych / studiował pod kierunkiem m.in. Jana Matejki/, jak i poprzez doświadczenia podróży artystycznych /kierunek Paryż i Monachium/ sięgał po niezwykłe tematy. Jego twórczość od samego początku zdominowały obrazy torturowanych czarownic i ich oprawców.
W 1890 r. w Salonie Aleksandra Krzywulta wystawił płótno „Palenie czarownic”. Obraz wywołał ogromną polemikę w środowisku artystycznym. Chwalono warsztat malarza ale sam temat określono jako „wstrętny”, zaś autorowi sugerowano aby w przyszłości „poprawił się”. Tak rozpoczęła się, obecna przez wiele lat na łamach prasowych, atmosfera krytyki „bulwersującego” tematu. Co ciekawe sam Wawrzeniecki wydawał się nią nie przejmować. Mijały lata, zmieniały się trendy, tematy i ludzie, a malarz nadal tworzył swoje obrazy, ba nawet przeniósł pasję na inne dziedziny, poza malarstwo.
Tu rozpoczyna się aktywność Wawrzenieckiego na polu literatury i historii, zaznaczam od razu, że aktywność oczywiście niezwykła. Można by powiedzieć, że artysta w latach 20 zaczął naukowo analizować swoje obrazy. Efektem tego stały się wydawane broszurki dotyczące procesów czarownic, które w historii zaczęły funkcjonować jako „fantastyczne teksty źródłowe”. Powoływali się na nie zawodowi historycy w poważnych opracowaniach naukowych, nawet jeszcze w latach 80. Niestety okazało się, że rzekome „fakty” swego czasu mocno zderzyły się z wyobraźnią i fantazją autora – dziwaka. Wawrzenieckiemu udało się zwieść poważne autorytety historyczne, chociaż zapewne nie planował tego na taką skalę. Wytrwałym tropicielem jego literackich apokryfów i historycznych falsyfikatów jest prof. Janusz Tazbir. Po wnikliwych badaniach historia Polski poważnie zubożała, m.in. o 16 czarownic /nie/spalonych w Nieszawie!
To zaledwie przedsmak tematów poruszonych na wykładzie. Marian Wawrzeniecki został zaprezentowany również jako doskonały grafik oraz archeolog. Właśnie archeologia była niewątpliwie jednym z czynników uzasadniających bogate zainteresowania artysty tematyką neopogańskich symboli, prastarych wierzeń, baśni, legend, które powoli „oplotły” jego świat wyobraźni.
Zadziwiająca, a zarazem ujmująca jest konsekwencja z jaką Wawrzeniecki oddawał się swoim pasjom i zainteresowaniom, przy tak licznej krytyce i odrzuceniu. Do końca życia sygnował wszystkie prace oraz przedmioty osobiste „starosłowiańskim symbolem szczęścia” – swastyką, chociaż zdarzało się, że było to błędnie odbierane. Doświadczył z tego powodu wielu nieprzyjemności, zwłaszcza w latach 30.
Na zakończenie dodam, że postać Wawrzenieckiego nadal budzi dużo emocji – na szczęście pozytywnych – czego dowiedli nasi goście ożywioną dyskusją po wykładzie, oraz chęcią kontynuowania tematu w przyszłości. Zatem z Marianem Wawrzenieckim i jego czarownicami zapewne spotkamy się raz jeszcze.
Katarzyna Piktel
Muzeum Andrzeja Struga
[fot. Filip Bojarski / ML – screen z filmu]