„Stróż latarnik”
Oddział: , Dodano: 18 czerwca 2013

Wyobrażam sobie, jak Miron Białoszewski patrzy na miasto ze swego mieszkania w bloku na Saskiej Kępie. Wielki toporny budynek z płyt betonowych wyrasta ponad willowy charakter tej mini – warszawskiej dzielnicy, w półcieniach i półciemnościach zmierzchu – pnie się w górę niczym wieża lub – właśnie – świecąca oknami latarnia.

Ponad falującą w ciemności Wisłą, odbijającą refleksami błyski świateł z lewego brzegu, świeci kopuła miasta, jego centrum. Być może jest już bardzo późno – wiadomo, że autor Obrotów rzeczy wiódł nocny tryb życia – i te miejskie światła już rzadkie; latarnie, nieliczne neony; ale wokół już zapadająca miejska ciemność.

Jednak w mieszkaniu jasno. Gdzieś na szczycie budynku pojedyncze źródło światła – wylewające się przez szybę. I tak rodzi się wiersz:

Ja
stróż
latarnik
nadaję
z mrówkowca

[…]

 

Białoszewski jako strażnik Miasta. Obserwator, bystry podglądacz i podsłuchiwacz. Dziś trudno go już czytać, jako deheroizatora i kompromitatora  romantycznego paradygmatu postawy i języka (jak postulowała przed laty Maria Janion interpretując Pamiętnik z Powstania Warszawskiego). Trudno też czytać Białoszewskiego jako „poetę rupieci” (językowych, kulturowych, materialnych) – co znów sugerował ongiś Artur Sandauer.

Miron Białoszewski, przez te trzydzieści lat od swej śmierci, wydobył się na szczęście z pozycji awangardowych i eksperymentatorskich – na jakie go często wpychano – stał się – tak jest! – przede wszystkim poetą egzystencji.

Drobiazgowość jego obrazków poetyckich, pietyzm dla szczegółu, „magnetofonowa” rejestracja języka ulicy w ruchu: to obecnie wydaje się rękojmią maestrii artystycznej, właściwej autorowi Szumów, zlepów, ciągów. Jego wiersze – coraz bardziej zdają się, z perspektywy czasu, przypominać „fotografie”: języka, zdarzeń, epizodów życia. W tej poezji zwyczajność i banał codzienności urasta często do wymiarów epifanijnych olśnień.

I wreszcie Miasto: naturalny habitat literacki Białoszewskiego. Poezja współczesna już dawno wycofała się z przestrzeni natury i weszła triumfalnie w labirynt aglomeracji. A w labiryncie tym utwory Białoszewskiego, niczym nić Ariadny, wyznaczają szlak przemieszczeń i podróży.

Nie byłoby Białoszewskiego, jakiego znamy, bez Warszawy. Ale i miasto straciłoby wiele, gdyby się Białoszewski nie narodził i nie uczynił z Warszawy poligonu swej rozchełstanej, witalnej, precyzyjnej, uważnej dla każdego szczegółu poezji…

Wystawa Warszawa Białoszewska opowiada o tym nierozerwalnym związku między wyjątkowym człowiekiem i piękną, ale i zdegradowaną materią. Oferuje podróż przez meandry ulic, zaułków, bram i podwórek, a także przez meandry myśli i słów.

Jarosław Klejnocki
(ze wstępu do katalogu wystawy „Warszawa Białoszewska”)

Na fotografii blok, w którym mieszkał Miron Białoszewski. Fot. Maciek Bociański / ML


Dodaj komentarz:

Przed dodaniem komentarza prosimy o przepisanie słów z obrazka (zabezpieczenie przed spamem).

 
Copyright © 2010-2017 Muzeum Literatury | Cennik | Polityka prywatności | Logotyp ML | Przetargi i zamówienia publiczne | BIP